Alarm w „oknie życia”, stworzonym przez siostry antoninki z Wielunia, uruchomił się przez ostatnie dwa i pół roku trzy razy. Dzieci w nim zostawione trafiły na oddział neonatologii wieluńskiego szpitala, a później do rodzin zastępczych. Wszystkie były w doskonałym stanie klinicznym – podkreśla kierownik tego oddziału, dr Jolanta Ulatowska, dziękując tym samym siostrom za wspaniały dar serca, który okazują maluszkom.
Od kiedy ja jestem tutaj w szpitalu, w oddziale noworodkowym w Wieluniu, przywieziono do nas troje dzieci z „okienka życia”. I bardzo chciałam podziękować siostrom za prowadzenie tego okienka. Za to, że dzieci w tak doskonałym stanie klinicznym są do nas przywożone. Jestem pod wielkim wrażeniem.
Dzieci, które trafiły do naszego „okna życia”, były bardzo zadbane – potwierdza siostra Izabela. – Miały przy sobie wyprawki: pampersy, chusteczki i kilka śpioszków, takie niezbędne rzeczy, które były potrzebne. Dla nas jest to wielkie zadanie, to „okno życia” i te dzieci, które do nas trafiają. Z jednej strony to jest taka radość, że to dziecko przyszło na świat i ono ma szansę żyć. Z drugiej strony, my nie możemy oceniać postępowania rodziców, nie wiemy, co tak naprawdę kieruje nimi. Może rzeczywiście nie mają środków na wychowanie dziecka albo nie mają możliwości. Myślę, że najważniejsze, z czego my się powinniśmy cieszyć, to to, że ten rodzić pozwala dziecku żyć. Daje mu szansę, daje mu szczęśliwą przyszłość.
Przez 6 tygodni rodzice mają możliwość zmiany decyzji, czyli oddali dziecko do „okienka życia”, ale mają 6 tygodni na to, aby przemyśleć decyzję. Może to jest szok poporodowy i może ta zmiana decyzji nastąpi i jest taka możliwość, aby zgłosić się po swojego maluszka – podkreśla dr Ulatowska.
Do tej pory żadne z rodziców nie zgłosiło się po dzieci, które zostały oddane do „okna życia” w Wieluniu. Każde z nich znalazło rodziców zastępczych i nowy dom. Warto dodać, że rodziców, którzy zdecydują się na oddanie dziecka do „okna życia”, nikt z urzędu nie ściga.
Więcej w rozmowie z naszymi gośćmi tutaj.