Zapomniany już obyczaj darcia pierza odżył w piątkowy wieczór w Białej koło Wielunia. W Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu licznie zgromadziły się gospodynie na pierwszych Bielskich Pierzawkach. To nieodłączny element wiejskich, jesiennych wieczorów, kiedyś jakże popularnych, dziś coraz rzadszych. Oprócz wykonanej pracy – przygotowaniu pierza na poduchy i pierzyny – były one doskonałym czasem dla zacieśnienia więzi rodzinnych, sąsiedzkich i wiejskich. Nie zabrakło śpiewu, rozmów o życiu i stołów przepełnionych staropolskimi przysmakami.
Skubiemy gęsie piórka, a z tych piórek robimy poduszki przeznaczone dla dzieci – wyjaśnia Barbara Rosiak. – Chyba będziemy to kontynuować, bo jest nas sporo i bardzo nam się to podoba. Tak z 20 lat temu pamiętam, że były takie pierzawki organizowane. Robione były pierzyny i poduszki. Mama hodowała gęsi i mieliśmy swoje pierze. Można się spotkać z wszystkimi kobietami, porozmawiać, dowiedzieć się, co u której się działo. Takie spotkanie jest bardzo miłe w takim gronie kobiet, kobiet wiejskich.
Kiedyś dwa, trzy razy w tygodniu chodziłyśmy na takie pierzawki – mówi Janina Jamrozik. – Za naszych, dawnych lat były bardzo często. To służyło jako pierze na pierzyny, na poduszki czy na posagi, jak córka wychodziła za mąż, to mama się starała, żeby dać pierzynę. Wtedy była taka moda, dzisiaj jest to niemodne, ale kiedyś tak było.
Warto się tak spotkać – dopowiada Maria Cyga. – Można porozmawiać, pośmiać się. Jest troszkę weselej, a tak to siedzimy cały czas w domu, tylko telewizor. Można byłoby robić takie spotkania co rok.
W darciu pierza pomagały również dzieci.
Jest to nasza tradycja, chcemy, żeby dzieci poznawały nasza tradycję, żeby wiedziały, co robiły ich babcie czy prababcie – tłumaczy Dorota Belda, dyrektorka Publicznego Przedszkola w Białej. – Nie mają możliwości, tak na bieżąco, dowiedzieć się o wszystkich tradycjach, a warto kultywować znajomość tradycji ludowych. Pierzawki to bardzo stara tradycja, chociaż ja pamiętam, bo patrzyłam, jak moja babcia organizowała pierzawki. Bardzo mi się podobało, jak kobiety przychodziły, rozmawiały ze sobą, śmiały się, był poczęstunek. Był to właściwie czas integracji społecznej. Kobiety nie siedziały same w domu, tylko spotykały się, rozmawiały, wspólnie się bawiły i śpiewały (…).
Chciałyśmy to zrobić, żeby pokazać dzieciom, w jaki sposób kiedyś spędzano wieczory na wsi, skąd się brały poduszki i pierzyny – mówi Lidia Grabowska, przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich w Białej Rządowej. – Teraz odchodzi się od takich pierzowych, nocnych pościeli. Dzieci, jak widać, są zadowolone. To jest gęsie pierze, naskubiemy na trzy jaśki, dzieci rozlosują, komu dopisze szczęście, to weźmie do domu. Chcemy to kultywować w następnych latach, patrząc na dość duże zainteresowanie.
Na zakończenie wszyscy usiedli do wspólnej, uroczystej kolacji.